Piotr Borkowski (PB / The Factory)
- dely / Blowjobb
Niemal wszystkich moich rozmówców pytam na początku: "Dlaczego Atari? Skąd wziął się u Ciebie komputer i dlaczego właśnie ten?"
Dlaczego Atari? Hmm.. Pewnie każdy ma swoje historie na ten temat, aczkolwiek odpowiedź na pytanie, dlaczego Atari 65XE/800XL było zarówno w moim domu, jak i w domach moich kolegów jest prozaiczna. Ktoś inny o tym zdecydował.
Oczywiście Atari 65XE (bo takie miałem) było zjawiskowe, ale nie wynikało to z mojego wyboru tylko raczej dostępności na rynku (nie wliczam to rynku wtórnego). W latach 80., Pewex po prostu sprzedawał te mikrokomputery na „masową” skalę (oczywiście dla ludzi z dewizami).
Atari miało swoją magię, która wynikała po prostu z jego możliwości, a w moim przypadku również z możliwości zakupu w sklepie. Pomijając aspekt ekonomiczny, to Atari 65XE jest ładne wizualnie, było i jest na tą platformę dużo programów i gier.
Koledzy moi również, posiadali Atari i to pobudzało wyobraźnię, dawało poczucie bycia kimś wyjątkowym, nawet elitarnym. Nie zapominajmy, że Atari 8 bit 64 kb wyprzedzało pod względem możliwości technologicznych inne ówczesne platformy. (ZX Spectrum, Timex, Amstrad, Elwro itp.).
W latach 80., w latach reglamentacji na wszelkie dobra (łącznie z czekoladą) trzeba było mieć nie lada determinację, siłę i „zuchwałość” by od rodziców domagać się takiego „Świętego Graala”.
Kiedy zacząłem chodzić do szkoły podstawowej, a jestem rocznik 1976, w pierwszej klasie podstawówki poznałem kolegę. Nazywał Się Krzysiek Synowiec. Jego hipisowscy starsi bracia, nie wiadomo skąd, „zmaterializowali” TIMEXA 2048. Więc wchodzę do domu kolegi i „dużym pokoju” widzę RUBINA (taki sowiecki telewizor), a na nim ówczesny ARKANOID. Czyli „PIKSEL ART” w czystej postaci i do tego monochromatyczny. Jak dziś pamiętam, a miałem 7 lat każdy szczegół tego pokoju, zapach, głosy w oddali, Krzycha rodziców i babci. Ale to wszystko nie było istotne, istotne było to co widziałem na telewizorze.
Animacja, gra, metafizyka. To uformowało mój młody, kształtujący się umysł przyszłego ATAROWCA. Tak, ATAROWCA, gdyż Krzychu po roku miał już Atari 800 XL. Po dwóch latach pojawiła się stacja 1050 i życie stało się proste.
Oczywiście, że jak masz 8 lat to na początku bawią cię przede wszystkim gry, zabawa, a przy tym rywalizacja i kupa śmiechu. Dlatego właśnie Atari, małe Atari, bo to było kosmiczne wydarzenie.
Obcowanie z „maszyną” o takich możliwościach, łatwości obsługi, w młodym człowieku wywoływało bezsenne noce, kolorowe sny i marzenia. Marzenia, sny na jawie, one wszystkie zmierzały do jednego celu. Kiedy ja będę miał swoje własne Atari.
Skracając historię, to mój tata którego wcale nie musiałem długo namawiać, kupił mi mój wymarzony komputer. Słowo kupił, to trochę na wyrost, bo tata dał na to pieniądze, ale jeszcze trzeba było znaleźć odpowiedni do tego Pewex (dolary już były)
Dobrze, że miałem starszego brata Sławka. To on podjął się misji wyjazdu do Warszawy pociągiem pośpiesznym z Kętrzyna do Warszawy w celu spełnienia moich marzeń. A co robi ośmiolatek wówczas, kiedy brat starszy wyrusza w daleką podróż po „złote runo”? Oczywiście, że jako ministrant idzie do kościoła i modli się by w Pewexie w Warszawie były dostępne na półce moje wymarzone ATARI 65XE.
Udało się!!! Misja zakończyła się sukcesem. W drzwiach mojego mieszkania, na 4 piętrze w bloku pod numerem 13 pojawił się Sławomir. Miał na ramieniu dużą czerwoną torbę wypchana „kwadratowymi pudełkami”. Modlitwy moje zostały wysłuchane, od tej pory byłem „Bogiem”, zaczęła się prawdziwa przygoda, ba - jazda bez trzymanki.
W jaki sposób zacząłeś programować, czy znudziły Ci się gry, a może w ogóle nie grałeś, tylko pierwotnym przeznaczeniem komputera było tworzenie oprogramowania?
Pytanie retoryczne. Jak chodzisz do II klasy podstawowej w Polsce A.D. 1984 z hakiem i masz Atari a twoi koledzy nawet nie posiadają kalkulatorów to wiadome, że gry stają się twoją pierwszą rzeczywistością. Wszystko inne schodzi na drugi plan. Ja jeszcze miałem to szczęście, że tata sprawił mi 14 calowy radziecki, kolorowy telewizor. Miałem więc jako nieliczny, możliwość doświadczania, obcowania z tym stworzeniem, Atari w pełnym spektrum kalejdoskopu barw.
To była magia i miłość od pierwszego, może od drugiego, wejrzenia. Tak to prawda, że gry, granie szybko mi się znudziły. Szybko, tak po pięciu latach. Rodzice kupując mi to coś nie mieli pojęcia co to tak naprawdę jest i po co mi to. Ale oni nie musieli tego wiedzieć. Ja też nie wiedziałem gdzie Atari mnie zaprowadzi.
Po spełnieniu, jakie doświadczyłem w kontakcie z grami zacząłem mieć jakąś nieodpartą chęć by stać się nie tylko biernym użytkownikiem, ale chciałem po prostu stać się kreatorem. Sprawy potoczyły się bardzo szybko.
Jeśli pamięć mnie nie myli, to szybko programowanie, tworzenie zawładnęło całkowicie moją wyobraźnią. W mojej głowie kłębiły się pomysły, inspirowane programami moich starszych kolegów. Myślę, że Atari obudziło coś we mnie co trwa do dziś. Nie chcę tego nazywać i nadawać jakiejś formy, ale bez wątpienia pociągało mnie to nieznane wcześniej doświadczenie.
Chciałem coś tworzyć. Dostrzegłem właśnie wtedy, że komputer to przedłużenie mojego umysłu, który pozwala mi wyrazić siebie. Wyrazić moje wnętrze i drzemiące w nim niezliczone pokłady wcześniej nieodkrytych „talentów”, pragnień, „wizji”. No i zaczęło się.
Pierwsze kodowanie w BASICU, drobne procedury wklepywane, które poznałem na kółku komputerowym w słynnej kętrzyńskiej „BASZCIE”. Czasem kompilowane z bajtkowymi, gazetowymi liniami niezrozumiałych komend i instrukcji. Ale to szybko mnie znużyło. Na kółku komputerowym było nudno, w Bajtku same błędne teksty kodu z błędami. Co najwyżej jak się udało coś wklepać, to efekt był mało zachwycający.
Pomyślałem sobie: to nie dla mnie. Czas na Turbo Basic, tak w skrócie. No i tu już złapałem bakcyla. Programowałem, rysowałem grafikę i starałem się łączyć to w jakąś sensowną całość. Wiadomo, że już wcześniej widziałem, że inni gdzieś tam daleko w Polsce tworzą fajne, super kolorowe dema i do tego okraszone nowoczesną muzyką.
Pomyślałem sobie, hmmm… A może da się to zrobić w TURBO BASICU XL? No i dało się, powstawały jakieś pierwsze, potem drugie i trzecie drobne małe demka. Nawet jedną grę udało mi się napisać w tym wolnym interfejsie.
Ale co by nie mówić dobrego o możliwościach Turbo Basica, to ASEMBLER rozpalał moją wyobraźnię do czerwoności. 12-14 godzin dziennie kodowania, walka z błędami, słabościami własnymi i sprzętu. Próby, próby i jeszcze raz próby. Determinacja i jasno wyznaczone cele. Dążenie do zrealizowania swoich dziecięcych „fantazji” pchało mnie na przód.
Nawet nie wiem kiedy poznałem mapę pamięci i mogłem się kolegom pochwalić co to jest LDA, STA czy JSR. Wsiąkłem w świat binarno-szesnastkowy jeszcze będąc w podstawówce, a gry komputerowe służyły mi już nie jako rozrywka, a jako inspiracja do własnych demonstracji i gier. Takowe powstały.
Nieśmiało, ale i bez kompleksów napisałem Antic Demo, po tym powstało Taurus Demo i Euro Demo. Wyliczam te 3 najważniejsze dla mnie, bo chyba jeszcze coś tam „spłodziłem”, ale nie zachowały się inne w mojej pamięci.
Po demach oczywiście podjąłem rękawicę rzuconą mi przez starszych „kolegów” i napisałem 3 gry. TURBICAN, Magic Dimension i Tawerna.
Dwie pierwsze z nich wydał ASF, a Tawerna niestety została pogrzebana przez krętaczy z „Warszawki” czyli MIRAGE. Jeszcze miałem mały epizod na innej platformie (AMIGA) jako grafik, ale twórca owej gry KONSTRUKTOR chyba nie miał szczęścia z tym tytułem i ja wraz z nim.
Których narzędzi używałeś podczas tworzenia swoich produkcji? Wydaje mi się, że wśród moich dotychczasowych rozmówców dominował Iron Debugger, jak było u Ciebie?
W zasadzie to pewnie jak każdy na początku BASIC, słynne READY [ ] i niebieski ekran.
Tak, byłem szczęściarzem od początku miałem telewizorek rosyjskiej produkcji. 14 cali. Czerwona obudowa, no i jako główny prekursor HIGH TECH :) na zadupiu Polski, posiadałem taki „filtr” zwany w moim uniwersum - „SIATKĄ DYFRAKCYJNĄ”. Kosztowała krocie, w wyglądzie przypominała lateksową czarną rajstopę damską, rozciągniętą na drutach. Miała ona za zadanie chronić oczy użytkownika, przed promieniowaniem kineskopów CRT.
Po BASIC w moim przypadku była fascynacja TURBO BASICIEM, czego nigdy mój kolega z grupy THE FACTORY – P.P company –nie potrafił zrozumieć. Dla mnie Basic, a w domyśle TURBO BASIC to super język programowania. Przyjemny, łatwy i z szerokimi możliwościami. Poezja… Gdyby tylko chodził szybciej i był na kartridżu, co by na cennych KB nie zabierało. Ale dało radę zrobić więcej niż kilka „demek”, nawet jedną mini gierkę. Udało mi się ładnie dopiąć.
No ale jak PePe się przebił przez IRONA DEBUGGERA i podzielił się tą wiedzą, co i jak „stuka” w ASEMBLERZE to wiedziałem, że to jest to na co czekałem. Zacząłem się uczyć, próbować kodować. Szło jakoś mi chyba łatwo. Koledzy pomagali, ja innym kolegom i tak Internet analogowy działał ku radości prawie wszystkich.
Grafikę robiliśmy też wszyscy na XL-ART, na sterowaniu joystickiem. Muzyka? A jakże CMC i w tym to już brylował MONTY, Adam Krawczyk. Tworzył sam swoje utwory, ale i na zamówienie też napisać potrafił. Fajnie się z Montym wtedy współpracowało.
To takie najważniejsze software jakie zapamiętałem.
Skąd czerpałeś wiedzę nt. architektury Atari? Bajtek, czy Komputer prezentowały raczej programy użytkowe lub bardzo proste gry, które nie zagłębiały się zbytnio we wnętrzności komputera, a Tajemnice Atari to dopiero 1991 r.
Ciekawe pytanie. Skąd czerpałem wiedzę? Hmm…
Nikola Tesla pisał, że jego genialne projekty spływały do niego w postaci trójwymiarowych, technicznych obrazów. Mógł on je obracać w swoim umyśle, chyba tak coś na kształt nowoczesnych aplikacji do projektowanie wnętrz. Mówił, że cały wszechświat jest wypełniony energią, którą można wykorzystać do wielorakich celów. Nazywał to FALĄ STOJĄCĄ i jak wieść głosi udawało się Serbowi zbudować, parę genialnych prototypów. Silniki, elektrownie, kondensatory i to wszystko było zasilane FREE ENERGY. Po Polsku to fala stojąca była „energo-nośnikiem”, którego wówczas nikt nie znał i co najważniejsze nie kontrolował. Odnoszę po latach wrażenie, że i w moim przypadku działały na mój umysł podobne zjawiska. Ale pozostawmy tego geniusza i wróćmy do mojego przypadku.
Otóż wszystkie gazety, jak Bajtek i jemu podobne, raczej uważam starały się zniechęcić ludzi do kodowania. „Listingi” jakie drukowano na łamach prasy „branżowej” były nieczytelne, zawierały dużo błędów, a co najważniejsze królowała tam metoda równania w dół. To nie mogło porywać ludzi, którzy mieli prawdziwy zapał do „tworzenia” na Atari 8 bit.
Dla mnie szczerze, to Bajtek był słabą gazetą i dobrze, że późniejsze periodyki jak: TOP SECRET, MOJE ATARI, TAJEMNICE ATARI, SECRET SERVICE itp. powstały i rozpaliły umysły i serca pionierów programistów polskiej sceny. Zarówno GAMEDEVU jak i DEMOSCENY.
I okazało się, że nie tylko Ty w swojej okolicy masz tego typu zainteresowania?
Kiedy ja wchodziłem w arkana wiedzy ”tajemnej” ASEMBLERA, to nie byłem osamotniony. W Kętrzynie już była fajna grupa ludzi zdolnych, młodych i z wiedzą. Nie wiem skąd do małego 30 tys. miasta Kętrzyn przeciekały mapy pamięci Atari 8-bit, procedury przerwań, obsługa duszków sprzętowych i wiele innych.
W latach 80., 90. ubiegłego wieku, gdzie nie było internetu, telefonów komórkowych, a telefon stacjonarny był przywilejem, nam młodym, zapalonym chłopakom pozostawała tradycyjna, analogowa droga dzielenia się informacją. To było fenomenalne zjawisko. Teraz coś nie do pomyślenia. Każdy miał swoje notatki, zeszyty, w których zapisywało się wszelkie elementy ułatwiające kodowanie.
Wymienialiśmy się między sobą tym wszystkim, łącznie z nowościami demosceny i gamedevu. Trafiłem w fajny czas. Osobiście nie musiałem czytać „okrutnych” książek takich jak np. „Mapa Pamięci Atari XE i XL procedury wejścia i wyjścia ” autorstwa Wojtka Zientary. Robili pewnie to moi koledzy.
Ja potem obrabiałem po swojemu to info, dodając oczywiście wspomniany na początku odpowiedzi na to pytanie czynnik „X” z FALI STOJĄCEJ. Odbywało się to często w moim mieszkaniu 36 m2, a precyzyjniej w moim malutkim pokoiku. Co niedziela między 10:00 i 13:00 odbywały się pielgrzymki do mnie. Ale nie myślcie, że to był wynik jakiejś mojej niesamowitej „popularności”.
Przyczyna tych „schadzek” czasem przy małym „ruskim” telewizorze spotykało się 10-12 osób była bardziej prozaiczna. Koledzy wyganiani przez rodziców do kościoła wybierali mój pokoik na 4 piętrze i nasze wspólne towarzystwo niż… No wiecie “nudy na pudy” w ławce kościelnej.
Również inni koledzy chętnie mnie i innych chłopaków zapraszali do siebie. Tak powstawały różne, frakcje, grupy, podstaliśmy się filaregrupki. Tworzyło się powoli atarowskie środowisko. Sympatie i antypatie. Wyścigi, w stylu kto napisze najlepsze demo, wymyśli nieznany efekt, lub napisze najlepszą muzykę. Właśnie takie spotkania były „kamieniem węgielnym” grupy The Factory. Panowała wówczas zdrowa „konkurencja”, która napędzała nasz rozwój.
Zaczęliśmy wypuszczać różne „demka”, „intra” a w późniejszym okresie gry i programy użytkowe. Nie wszyscy byli „orłami” kodowania, grafiki, czy muzyki. Było w około nas również kilkunastu „LAMERóW”, ale za to oni wprowadzali super atmosferę, czasem pomysły, ale i czasem ferment. Bywało różnie, ale co by nie mówić, bez wątpienia każdy czuł, że to niesamowity czas się nam trafił.
I jeśli chodzi o mnie to pochłonęło mnie to bez reszty. Rezultatem tego były moje produkcje, DEMA i GRY. Ale chyba najważniejsze były przyjaźnie i relacje między nami. Czasem burzliwe jak z Pawłem Pieczulem, a czasem wręcz entuzjastyczne jak z Adamem Krawczykiem. Obu panów oczywiście zaprosiłem do grupy The Factory i jak historia pokazuje, Paweł i Adam dołączyli do mnie i staliśmy się filarem owej grupy. Później dołączyli do nas z Giżycka Marek Błoszko i Andrzej Laskowski. Ci dwaj ostatni wraz z Adamem Krawczykiem działali najdłużej z nas na „demoscenie”.
Opowiedz proszę kto za co odpowiadał, lub miał odpowiadać w The Factory.
Wymienię poniższych członków grupy chronologicznie:
- Piotr Borkowski – koder i grafik (pomysłodawca projektu The Factory)
- Paweł Pieczul – koder i grafik (to razem z Pawłem wymyśliliśmy nazwę i jakieś podstawowe pryncypia naszej działalności.
- Adam Krawczyk – muzyk (w zasadzie Adam został wcielony w nasze szeregi z automatu, oczywiście za swoje zasługi w aspekcie POKEY).
Po kilku miesiącach dołączyli do nas Marek Błoszko - koder, grafik, muzyk i Andrzej Laskowski koder i grafik (ci dwaj panowie wnieśli do The Factory powiew entuzjazmu, świeżości, a przede wszystkim zaangażowania. Efektem tego była ich płodność na demoscenie, ale również brali udział w tworzeniu intra do gry TURBICAN.)
W 1994 roku trochę nasze towarzystwo się rozpadło i każdy poszedł trochę w swoją stronę. Oficjalnie w 1994 roku przestałem zajmować się Atari 8-bit. Pozostawiłem po sobie parę dem i gier, które żyją swoim życiem do dziś. A że tak naprawdę moje pierwsze oficjalne demo - ANTIC DEMO - napisałem w 1991 roku, a pozostałe - TAURUS i EURO DEMO w 1992 roku. TURBICAN również został ukończony w 1992 roku. Jedynie MAGIC DIMENSION i TAWERNA powstały w 1993 roku. Wiem, że data w wersji wydawniczej TURBICANA widnieje 1993 rok produkcji, ale to wina poślizgu biurokratycznego.
Po co to wspominam? Bo w 2022 r. przypada 30. rocznica od mojego debiutu na scenie polskiego gamedevu. Natomiast w 2022 roku przypada 31. rocznica mojego asemblerowego debiutu na polskiej demoscenie. Jak widzicie nie sięgam pamięcią do moich wcześniejszych „demonstracji” napisanych w Turbo Basicu XL. Niestety nie pamiętam ich nazw, nie zachowały się żadne ich kopie do dziś.
Ale powiem może nieobiektywnie. Trzymały one poziom, uruchamiały się jak asemblerowy program, a co najważniejsze pisałem je jeszcze w szkole podstawowej. To właśnie ten okres Paweł Pieczul (P.P Company, późniejszy mój nadworny „oddebugowator” moich kodów) wziął na „scrolle” i pociskał mi w nich.
Programowanie zacząłeś od gier, czy może od razu miałeś ochotę na napisanie jakiegoś dema?
Ale pytanie ?!? Pewnie, że od dem…Odpowiedź jest prosta DEMA TO SZTUKA KREACJI + ZDOLNOŚCI MENTALNE LOGICZNE. Dema to jak połączenie niby przeciwstawnych dwóch filozofii. Humanizmu (sztuka, piękno, wolność słowa) z naukami ścisłymi (matma, logika, równania, funkcje).
To uważam za wielkie osiągnięcie. Nawet nie wiem czy ktoś no to patrzy podobnie. Myślę, że dema z czasów moich, czyli lata 89-92 miały więcej artyzmu, finezji, piękna w sobie niż te obecne kolorowe, wektorowe, migające po oczach, z muzyką niszczącą uszy.
Wracając do pytania, chęć napisania gry już się przeplatała z pisaniem dema. Pisząc i bawiąc się demami zaczynasz myśleć… Hmm…. A może spróbować napisać grę? Ja tak właśnie zrobiłem z TURBICANEM. Pisałem grę, ale moje mentalne i emocjonalne nastawienie pozostałe z pisanie dem wzięło górę. Ta gra powstawała tak spontanicznie, tak wszystko bez przemyślenia (takiego przeintelektualizowanego).
To było wymyślanie wszystkiego, każdego dnia w czasie, rzeczywistym. Tak ja pisałem dema. Dlatego nawet w TURBICANIE w wersji dyskowej można zobaczyć fajnie intro. Dotychczas nigdzie nie stosowane na świecie w Atari 8 bit. Mowa tu o roku 1992-93.
Więc podsumowując i gry i dema miały na siebie wielki wpływ, to dwie niby różne dziedziny, ale dla mnie co widać np. w grze TAWERNA - już czołówka gry wygląda jak małe demo.
Czy możesz napisać coś więcej na temat Tawerny, tj. dlaczego w końcu nie ukazała się w oficjalnym obiegu? Gra wygląda na skończoną, ma oprawę muzyczną, a także widać w ekranie początkowym Twoje zacięcie scenowe :)
Oj… Dokładnie jak piszesz w pytaniu.
Gra skończona, nietuzinkowa jak na ATARI 8-bit, a do tego włożyłem masę serca i uwagi w oprawę graficzną, szczególnie ekranu startowego gry. Cała moja miłość do tworzenia czegoś ładnego dla oka a nawet czasem ucha jest w TAWERNIE widoczna. Szczególnie na stronie startowej gry, gdzie wykorzystałem wcześniejsze „demo sceniczne” pomysły by upiększyć Tawernę. Widać to i szkoda, że mnie MIRAGE oszukał. Zwodził mnie i w sumie, to ja odpuściłem sobie z nimi „negocjacje, pertraktacje”.
ASF już zakomunikował swoim „twórcom”, że już na małe ATARI nie przyjmuje projektów. No chyba że za półdarmo.
Mirage wstępnie zgodziło się na wydanie, ale jacyś oni dla mnie zawsze tacy jacyś „śliscy byli” więc rozczarowali mnie.
Czy chciałbyś jeszcze coś napisać na małe Atari? Przypomnieć sobie jak to kiedyś było i być może ponownie odnaleźć tę energię, o której wcześniej pisałeś?
Powiem otwarcie, że nie. Powodów jest kilka. Najważniejszy to ten że zapomniałem już jak się koduje na ATARI. Uczenie się od nowa wiedzy która już swój czas w moim życiu miała. Czas który przeminął.
Nie uważam, by taki powrót miał jakikolwiek logiczny sens. Życie jest wystarczająco tajemnicze i niepoznane. Ludzie, zjawiska fizyczne i metafizyczne. Pewnie każdy z nas mógłby tak wymieniać bez końca.
Uważam, że miałem szczęście spotykając ATARI na swej drodze w życiu. Bo jak wcześniej pisałem, że nie chciałbym do kodowania, tworzenia wracać, nie czuje już w tym inspiracji.
Jednakże ATARI i spotkanie z jego językami programowania, ludźmi i całą tą dziwną niewytłumaczalną racjonalnie magią, mnie mocno ukształtowało. Oczywiście nie widziałem tego wówczas.
Teraz odwracając się za siebie, mając już ze 45 lat na karku, widzę jak wiele zawdzięczam temu, że wychowywany byłem w miłości do Atari. Nigdy później już żaden komputer nie wywarł na mnie takiego pozytywnego „piętna”.
Programowanie w Basicu, Turbo Basicu, Asemblerze stworzyło w moim umyśle podwaliny pod wiele aspektów i radości mojego obecnego życia. Mógłbym na ten temat pewnie i referat ładny napisać.
Ale myślę, że to może już na inny temat opowieść. Może kiedyś w niedalekiej przyszłości…
Bardzo dziękuję za rozmowę!